O Nas
O Nas
Od kilku lat pragnęłam mieć psa rasowego. To było moje marzenie ale brak funduszy na to zawsze nie pozwalał. Jednak pewnego dnia doszłam do wniosku, że muszę sobie poszukać przyjaciela na czterech łapkach. Nie wiedziałam jednak za bardzo jaką rasę wybrać. Nie chciałam psa dużego ani też małego. Miał to być piesek krótkowłosy. No i oczywiście miał być z rodowodem ponieważ, chciałam jeździć na wystawy chociaż nie miałam zielonego pojęcia o wystawianiu. Nie było mi łatwo wybrać wśród tak wielu ras. Za każdym razem jakoś chyba podświadomie zawsze zatrzymywałam się przy dobermanie lub pinczerze miniaturze. Chciałam mieć psa stróżującego ale doberman wydawał mi się za duży, a pinczer miniatura znowu za mały. Potrzebowałam czegoś pośredniego. W końcu w internecie natrafiłam na pinczera średniego i doszłam do wniosku, że to jest to. Jest to piesek wesoły lubiący zabawy, obdarzony dużym temperamentem, lubiący spacery, inteligentny i szybko uczący się. Jest czujny ale mało szczekliwy. Nie ufny w stosunku do osób obcych ale dla domowników przyjacielski. Gdy zachodzi potrzeba potrafi bronić swojego pana i jego dobytku. Ma krótką sierść co dla mnie ma duże znaczenie (ponieważ jestem alergikiem). Gdy tak szukałam opisów trafiłam na jedną stronkę która mi się bardzo spodobała i znalazłam to czego szukałam. Chociaż nie do końca ponieważ jestem dociekliwa i tak mi cały czas czegoś brakowało. W końcu postanowiłam, że zadzwonię i zadzwoniłam. Po krótkiej rozmowie umówiłyśmy się z moją rozmówczynią na spotkanie. Gdy pojechałam i zobaczyłam na żywo psy tej rasy tak od razu się zakochałam w nich. Pojechałam na wystawę żeby sobie obejrzeć inne pieski z tej rasy i porozmawiać z hodowcami. Dowiedziałam się dużo interesujących mnie rzeczy. Później dowiedziałam się, że we Wrocławiu w hodowli Prapinczer urodziły się pieski tej rasy. Jak się później okazało były tylko trzy, dwa pieski i jedna suczka. Zadzwoniłam i zamówiłam suczkę, ponieważ uważałam, że będzie spokojniejsza. Pod koniec listopada pojechałam odebrać maluszka. Myślałam, że o tej porze roku będzie trudno dostosować się takiemu maleństwu w nowym otoczeniu i bałam się nauki czystości ponieważ zima za pasem. Ale moje obawy okazały się być bezpodstawne. Bardzo szybko się zaaklimatyzowała i w przeciągu pierwszych dwóch tygodni nauczyła się wychodzić na dwór za potrzebą. Zaczęła rządzić wśród zwierząt tzn. psem rasy owczarek collie i kocurem przybłędą. TARJA wyrosła na bardzo ładną i inteligentną sunie jak przystało na tą rasę. Od niedawna TARJA ma kolegę pół roku młodszego od siebie. Wabi się MAX i pochodzi z hodowli Granda Wesołków po domowemu nazywamy go Ares (mit. gr. bóg wojny). Może mi ktoś wierzyć lub nie ale to imię pasuje do niego jak ulał. Wszędzie go pełno i wszystkim się interesuje. Jak mu się nie podoba zachowanie TARJI lub Maxa kolaka to potrafi się odwarknąć lub odszczeknąć a nieraz i odgryźć. Prowokuje TARJĘ i Maxa (kolaka) do zabawy lub psot ale jak ma już dość szaleńczej zabawy to wtedy się obydwóm odgryza. Gdy coś ukradnie od razu zanosi do swojego legowiska i niech tylko ktokolwiek (prócz mnie) spróbuje mu tą rzecz odebrać ten poczuje siłę szczęki i ostrość jego ząbków. Ogólnie jest niesamowitym pieszczochem i przytulanką. Lubi zwracać na siebie czyjąś uwagę żeby tylko móc się do kogoś przytulić. W roku 2009 odeszła od nas TARJA Prapinczer i zastąpiła ją HAPPY z Zielonego Zofiowa. TARJA od szczenięcia miała dziwne zachowania ale nie były one na tyle duże, że ogarniałam to. Nie lubiła przytulania, ba nie lubiła bliskości człowieka i tak jej to zostało do końca. Pod koniec jej życia agresja u niej narosła do tego stopnia, że atakowała mnie oraz resztę stada na oślep. Ares często próbował mnie bronić i stawał pomiędzy mną a Tarją osłaniając mnie swoim psim ciałem... Ares niestety nie dożył swojej późnej psiej starości. Pojawił się nowotwór i go niszczył od środka... Musiałam Aresowi pomóc w odejściu z tego świata. Po tylu latach pisząc ten tekst i wspominając Aresa poczułam się tak jakby to było dziś. Ares wykazywał w stosunku do mnie wielkie zaufanie i przywiązanie... Tam gdzie ja tam i on... To on mi pokazał jakie tak naprawdę bywają pinczery średnie. Nauczył mnie jak się nimi zajmować. Był moim nauczycielem. Był moim kochanym małym psim przewodnikiem. Przyjacielem... Po kilku latach urodziła się po Happy, Doxa czyli Beta po domowemu. Z charakteru Ares. Jakby Ares reinkarnował się w ciele Bety... Beta dożyła do prawie 7 lat i też odeszła na nowotwór. Zdążyła jeszcze urodzić i odchować swój ostatni miot... Po wyjeździe ostatnich szczeniąt przebadałam ją bo mi strasznie wychudła i nie mogła dojść do siebie. Jadła dużo ale nie przybierała na masie... Gdy zrobiłam jej badania okazało się, że Beta jest śmiertelnie chora. Diagnoza. Nowotwór z przeżutami na inne wewnętrzne narządy... Następnemu mojemu wiernemu lub raczej tą razą wiernej przyjaciólce musiałam pomóc w odejściu. Odeszła za tęczowy most... W domu były jeszcze dwie sunie. Matka i córka ale innej rasy. W między czasie nabyłam suczkę Basenji czarno - białą. Po domowemu nazywa się Ari. Z pierwszego miotu zostawiłam sobie jej córkę Hathor... Oby dwie sunie gdy szłam z Betą do weta, wyczuły, że to Bety ostatni spacer. Wyły. Żegnały się z nią. Wyły inaczej niż zazwyczaj. Potem Hathor z tęsknoty miała depresje. Przestała jeść. Była mniej aktywna... Skończyło się to na lekach od weta. Do tego weta mam duży uraz. Przez późne rozpoznanie oraz brak leczenia musiałam pożegnać dwóch kochanych przyjaciół... Czy winię weta? Tak. Całą winę zrzucam na weta. Teraz bo dwa lata temu a mamy 2024 kiedy to piszę przywiozłam z Anglii suczkę która ma na imię po domowemu Happy. Happy jest córką mojej Bety z drugiego miotu po Happy z Zielonego Zofiowa czyli po FURII. Happy ma trochę w sobie i Aresa i Bety...
Niestety nad moją hodowlą zawisły czarne chmury. Ktoś chce za wszelką cenę zniszczyć moją hodowlę. Najpierw usłyszałam od zaprzyjaźnionej osoby, że ktoś rozgłasza o mnie i psach złe opinie. Potem było włamanie na serwer i straciłam całą stronę. Zostały mi szczątkowe tylko zdjęcia które robiłam i się uchowały na moich domowych dyskach ale też nie wszystkie gdyż okazało się, że po zmianie dysku ze starego na nowy nie wszystko się przekopiowało. A, teraz jeszcze usłyszałam od pań ze Związku Kynologicznego w Polsce, że mam złe warunki hodowlane a że wszystko kosztuje i drożeje to mam się zastanowić czy powinnam dalej hodować... Wymyśliły sobie panie żebym zabezpieczyła lepiej podwórze żeby koty nie wchodziły (pierwszy miot Happy pochorował się na E. Coli którą ich matka nabyła zjadając zainfekowane odchody kocie na podwórzu)... Podwórze jest ogrodzone ale dla kotów nie ma żadnego ogrodzenia bo one potrafią przecież wejść i wdrapać się wszędzie... Paranoja jakaś...
Tę stronę dedykuję i poświęcam moim psom które odeszły za tęczowy most...
TARJI, DUSI, Aresowi, Maxowi oraz Becie
Jesteście i zostaniecie już na zawsze w moim sercu...